6



Właśnie biła dziewiąta. Poszliśmy do Beyant. Droga to niedługa, ale na moście Beuvronu zatrzymaliśmy się na chwilę (wypada spytać znajomych o stan zdrowia), by przywitać się z czcigodnym Fetu, Gadinem i Trinquetem, zwanym pięknym Jasiem, którzy zaczęli dzień od tego, że siedząc nad drogą gapili się na płynącą wodę. Rozmawialiśmy o pogodzie i deszczu, potem, jak należy, poszliśmy dalej. Człowiek ma przecież sumienie, idzie drogą najkrótszą, nie gada z nikim (nie spotkaliśmy psa kulawego). Po trochu tylko (któż nie jest wrażliwy na piękno przyrody?) obserwowaliśmy niebo, świeże wiosenne pędy traw i krzaków, rozkwitającą w rowie pod murem jabłoń, potem jaskółkę w locie, wreszcie, przystanąwszy na moment, dysputowaliśmy o tym, skąd wiatr wieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz