17


Ruszyłem tedy, nic nikomu nie mówiąc, i pogwizdując wędrowałem wzdłuż brzegu rzeki wijącej się u stoku lesistego pagórka. Na młodych bladziutkich listeczkach błyszczały drobne kropelki deszczu, onej błogosławionej rosy wiosennej, która pada z nieba, zatrzymuje się na chwilę, a potem poczyna sączyć się znowu. Zakochana wiewiórka krzyczała w gęstwie, po łąkach kiwały się niezdarne gęsi, kosy darły się na całe gardło, a mysikrólik trzepał swe nieustanne: titipit!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz